Dziennik emigranta: Chrzanów – moje rodzinne miasto

1
1408
views

17.03.2011 Chrzanów
Dziennik emigranta: moje rodzinne miasto
Chrzanów to moje rodzinne miasto. Ma ponad siedemset pięćdziesiąt lat i bogatą przeszłość.

Kiedyś była tu kasztelania, potem był na ważnym szlaku handlowym w obrębie miasta była komora celna. Wieki średnie to powolny rozwój miasteczka, które nigdy nie osiągnęło ani wielkości ani sławy. Potem przybyli do miasta Żydzi i powoli się tu osiedlali w większych ilościach. W końcu stali się właścicielami miasta, które jako jedno z nielicznych miało status miasta prywatnego. W rękach prywatnych pozostał Chrzanów do drugiej wojny światowej. W czasie międzywojennym miasto przeżywało wielki boom gospodarczy – powstała fabryka lokomotyw i inne wielkie zakłady pracy i z leniwego miasteczko Chrzanów stał się prężnym ośrodkiem przemysłowym – jednym z większych w Małopolsce. Wielu ludzi, w tym moi dziadkowie przenosili się do Chrzanowa, gdyż tu potrzebowano rąk do pracy. W czasie drugiej wojny światowej los znacznej większości chrzanowskich Żydów (którzy stanowili ponad połowę mieszkańców) zakończył w pobliskim hitlerowskim obozie zagłady Aushwitz-Birkenau. Po zakończeniu wojny miasto odrodziło się na nowo, a w czasach powojennych miało się dobrze.po transformacji systemowej niestety podupadło. Zamknięto duże fabryki lub znacznie ograniczono działalność. Miasto – niegdyś stolica prężnego powiatu teraz powróciło do tego miana tylko na papierze. Powiat został poważnie okrojony nie tylko terytorialnie, ale także o połowę spadła ilość mieszkańców po tym jak nowa reforma administracyjna wydzieliła z dawnych granic gminy Chełmek, Krzeszowice i Jaworzno. Dziś moje rodzinne miasto to wpół umarłe miejsce, z którego młodzi ludzie chcą wyjechać. nie ma tu perspektyw: pracy jest niewiele, płace niskie.

A Chrzanów ma więcej niż dogodne warunki do rozwoju – bliskość aglomeracji śląskiej oraz Krakowa – w obydwu kierunkach około godziny jazdy, powinny sprzyjać rozwojowi miasta. Niestety przemiany gospodarcze znacznie nadwątliły dobrobyt miasta oraz powiatu chrzanowskiego – upadły wielkie przedsiębiorstwa, a niegdysiejsza chluba miasta BUMAR Fablok – fabryka lokomotyw od dawna nie wybudowała żadnej nowej lokomotywy. Obecnie największym pracodawcą w mieście jest powiatowy szpital.
Spora w tym wina lokalnych władz. Burmistrzowi, który został wybrany trzy kadencje temu brakuje dobrych i skutecznych opozycjonistów. A jego wizja miasta się nie sprawdza. Władze miejskie skupiły się na estetyce miasta kosztem pobudzenia przedsiębiorczości i pozyskania nowych inwestycji, które przyniosłyby nowe miejsca pracy. Jedna zbudowana od podstaw fabryka wiosny nie czyni, trzeba nowych, a tych nie widać. W tym czasie upadły kolejne średniej wielkości przedsiębiorstwa – dużych oprócz Fabloku i nowej fabryki Valeo – nie ma.

Miasto olbrzymim kosztem zrobiło totalny lifting i w końcu wygląda znacznie lepiej niż dziesięć lat temu. Ale niestety nie udało się pozyskać na ten cel żadnych środków pozabudżetowych. Pieniądze trzeba było wysupłać z własnej kieszeni – dzięki kredytom oraz wyprzedaży majątku. Miasto długo nie potrafiło opanować sztuki pisania wniosków o dotacje unijne, dopiero dwa ostatnie lata coś w tym aspekcie zmieniły. Budowa miejskiej biblioteki publicznej sfinansowana w 75% to pierwsza tak duża inwestycja w gminie. Lepiej późno niż wcale, ale to małe pocieszenie.
To co najgorsze to fakt, że miasto się kurczy – coraz więcej ludzi wyjeżdża nie tylko za granicę, ale także do większych miast – Krakowa czy Katowic. Dzieje się tak, bo nie widać w Chrzanowie żadnych perspektyw na dobrą pracę, to co jest bardzo trudno dostać bez znajomości. Płace są na niskim poziomie. Mieszkańcy starzeją się i umierają, a nowych nie przybywa. Parę lat temu wybuchła nowina, że Arabowie chcą wybudować bliźniacze miasto na północ od dzisiejszego Chrzanowa, w miejscu gdzie są łąki – ale to była tylko dziennikarska kaczka.

W ciągu ostatnich dziesięciu lat miasto przespało koniunkturę gospodarczą wydając pieniądze na kosztowną renowację zamiast na tworzenie miejsc pracy. Pieniędzy nie udało się pozyskać z dostępnych funduszy unijnych – zebrano jest poprzez stopniową wyprzedaż majątku miasta i gminy oraz kredytów. I ktokolwiek mi powie, że to jest sukces to ja mu powiem, że się myli. Bo to nie sztuka zrobić sobie makijaż za cudze pieniądze, a potem nic z tego nie mieć.
Największy atut naszego miasta – jego dogodne położenie pomiędzy Krakowem a Katowicami zostało zaprzepaszczone. Coraz gorsza liczba połączeń kolejowych, oraz autobusowych utrudniają pracę poza granicami Chrzanowa. Całe szczęście, że dziurę łatają prywatni przewoźnicy, ale to przecież nie jest ich zadanie. .

Oczywiście to nie jest tak, że całe lata po transformacji ustrojowej to lata samych klęsk i zaniedbań. Miasto wzbogaciło się o basen (ale szkoda, że kosztował tak wiele), odnowiono rynek i w końcu nie trzeba się go wstydzić ani omijać ze względu na bezpieczeństwo. W końcu mamy też lepsze możliwości kształcenia – powstały szkoły pomaturalne, a nawet otworzono tu przez jakiś czas filie krakowskich uniwersytetów. Istnieje również rodzima prywatna szkoła wyższa, która wypuszczała na rynek absolwentów nauk ekonomicznych. To niewątpliwy sukces miasta, które ma zaledwie pięćdziesiąt tysięcy mieszkańców. Znam ludzi, którzy sobie radzą w tym mieście, ale nie jest to łatwe. Tylko ich inicjatywy i zaradność powodują, że miasto wciąż żyje. Ale to wszystko jednak nie wystarcza – ilekroć przyjeżdżam do miasta w którym się urodziłem łapię się za głowę co się dzieje.
Chrzanowianie weźcie się do roboty i ocalcie swoje miasto!

Artur Pomper

1 KOMENTARZ