Polska Grecja? – nietypowi bliźniacy

0
1345
views

Grecja czyli kraj na krawędzi. Jak podają dzisiejsze media sytuacja w Grecji jest tragiczna.

W ciągu pierwszego kwartału gospodarka skurczyła się o ponad 8%, a w drugim kwartale o niecałe 7%. niedługo nie zostanie nic (bez przesady). Rząd w Atenach podniósł podatki oraz akcyzy, zaczął przyglądać się emerytom i rencistom czy prawnie pobierają emerytury i renty. Grecy protestują już któryśtam miesiąc. Teraz gabinet premiera zamierza sprzedać znaczną część majątku państwowego. A na dodatek zwolnić 150 tysięcy osób pracujących dla sektora państwowego. Dla Greków szykują się niewesołe czasy. Ale może im się należy? Może ma rację Słowacja, która nie chce dać pieniądze na drugi już pakiet stabilizacyjny w wysokości grubo ponad 100 miliardów euro?

Przecież to nie jest tak, że wszyscy się uwzięli na tych biednych Greków i teraz oni dostają klapsa. To nie prawda. Grecy od wielu lat oszukiwali Unię Europejską, oszukiwali swoje państwo oraz siebie na wzajem. Dlaczego my za to wszystko mamy płacić? Rozumiem głosy Niemców, którzy nie chcą fundować emerytur Grekom. Tylko trzeba pamiętać, że najwięcej Grekom pożyczali pieniędzy właśnie Niemcy – więc sami nie są bez winy. Pieniądz ma to do siebie, że nie lubi siedzieć bezczynnie na kontach. Niemcy siłą rzeczy muszą w znacznej części ten bałagan posprzątać. Po pierwsze z racji faktu, że Niemcy są największą gospodarką Wspólnoty, a po drugie, że wierzyli, że euro jest bezpieczne. Bo kto jak kto – ale to oni właśnie najwięcej zarobili na wspólnej walucie. Niemcy wierzyli że nikt nie zaryzykuje ataku na jedno z państw wspólnoty monetarnej, bo skończyłoby się to katastrofą. I co się stało? Właśnie ta katastrofą nadeszła. Ktoś pożyczał i pożyczał i nagle powiedział – ok, dam wam kasę jak udowodnicie, że jesteście w stanie je spłacić. I tu był problem. Bo Grecy nie mieli. Nie od dziś. Nie mieli od dawna, ale nie przyznawali się do tego.

Jednak patrząc na Greków -niech pierwszy rzuci kamień, kto jest bez winy. Przecież Polska też aż tak dobrze się nie ma. Jeszcze nie jesteśmy w strefie euro, a już mamy za to płacić. Po pierwsze premier miał dać gwarancje Grecji na prawie miliard złotych, a po drugie uderza nas mocny szwajcarski frank. Ostatnio trzeba było za niego zapłacić już ponad 4 złote. Tylko dzięki interwencji szwajcarskiego banku centralnego udało się zbić jego wartość w porównaniu do innych walut. Bo to też nie jest dla Szwajcarii takie dobre. W każdym sytuacja w Grecji razi i Polskę. I też mamy powodu, żeby się bić w piersi. Rozdęta do nieprawdopodobnych rozmiarów administracja rządowa to jeden z powodów słabej kondycji polskiej gospodarki. Bo cechą biurokracji, i to każdej, nie zależnie gdzie, jest produkcja niepotrzebnych przepisów. A te hamują wzrost gospodarki. Jedna z tez upadku Cesarstwa Rzymskiego, to właśnie rozrost biurokracji. Poza tym ilość tych regulacji jest tak uciążliwa i śmieszna, że coraz trudniej zakładać nowe firmy. A co za tym idzie zwiększać zatrudnienie. Jedno okienko, gdzie można założyć firmę jest wciąż mrzonką. Podobnie jak elektroniczne załatwianie urzędowych spraw. Należałoby też wprowadzić ubezpieczenie zdrowotne wszystkich mieszkających w Polsce ludzi, a wtedy Urzędy Pracy mogłyby się zająć tymi którzy naprawdę szukają pracę. Bo znaczna część pojawia się tylko w progach urzędu żeby państwo opłacało opiekę społeczną, a oni pracują na czarno.

Może dałoby się ograniczyć szarą strefę. Na pewno jednak nie pomagają postulaty OPZZ i innych związków zawodowych domagających się podwyżki płacy minimalnej. Owszem to jest pewna zdobycz. Ale oznacza ona, że każdy pracownik musi na siebie zarobić. Jeśli nie będzie w stanie zarobić na siebie – zostanie zwolniony. Proste jak drut. Może w Warszawie to nie jest problem. Ale w Tyczyn pod Rzeszowem, czy w Mrągowie, albo w Elblągu to już jest. I to tam zwiększenie płacy minimalnej spowoduje zwiększenie bezrobocia. Jeszcze jedno trzeba dodać – zwiększenie płacy minimalnej kosztowałoby sporo budżet. Płace w administracji są powiązane z tą kwotą. Płaca prezydenta – to ileśtam kroć minimalnej płacy. A na prezydencie oczywiście się nie kończy. Kto znajdzie na to pieniądze, żeby podwyższyć wypłaty w całej budżetówce?

Polski rząd jakoś się nie kwapi w zaciskaniu pasa, pewnie dlatego, że wybory za pasem. Nikt w Polsce nie obieca krwi, potu i łez – bo nikt by na kogoś takiego nie zagłosował. Koło się zamyka? Tak – jesteśmy na tej samej drodze co Grecja. Prędzej czy póżniej…

Artur Pomper