Toksyczne dzieci dobrych rodziców

0
7980
views

Psychologowie i psychiatrzy przez lata patrzyli na dzieci jak jednostki dobre z natury, o ile nic nie wywrze na nich złego wpływu. Tam, gdzie pojawiało się notorycznie złe zachowanie, musiał istnieć jakiś zły rodzic.

Dzisiaj zmieniają zdanie i przyznają: idealni rodzice mogą wychować toksyczne dzieci.

– Nie wiem, co zrobiłam źle – usłyszałem od mojej pacjentki.

Ta inteligentna i elokwentna kobieta tuż po czterdziestce chciała się ze mną spotkać w związku z niepokojami i depresją, na którą cierpiała. W czasie rozmowy o doświadczanym przez nią stresie stało się dla mnie jasne, że w centrum zainteresowania całej jej rodziny od lat znajduje się jej nastoletni syn.Kiedy dorastał – opowiadała – często bił się z innymi dziećmi, a w klasie miał niewielu przyjaciół oraz opinię wrednego i podłego. Kiedyś liczyła jeszcze, że pewnego dnia coś się zmieni, ale dziś syn ma prawie 17 lat, a ją stale ściska w dołku

Zapytałem ją, co ma na myśli mówiąc „podły”. – Ciężko mi to przyznać, ale dla innych jest nieuprzejmy i antypatyczny – wyznała. W domu zachowuje się grubiańsko i bezczelnie, często bywa opryskliwy wobec innych członków rodziny.

Swego czasu matka zadbała, by chłopaka zbadało wielu psychiatrów dziecięcych, i to za pomocą kilku dokładnych testów neuropsychologicznych. Wynik zawsze był taki sam: intelektualnie wypadał świetnie, nie było dowodów na niezdolność do nauki ani chorobę umysłową. Nieraz kobieta zastanawiała się, czy wraz z mężem nie zaniedbali go jako rodzice.

Oni sami w badaniach psychologicznych zdawali się nie wypadać tak dobrze jak chłopak. Jeden z terapeutów zauważył, że wobec syna nie byli do końca konsekwentni, zwłaszcza w kwestii dyscypliny; ona była w ogóle bardziej pobłażliwa niż mąż. Inny terapeuta uznał, że ojciec za mało się udzielał i sugerował, że nie stał się dla syna dość silnym wzorcem.

Taki sposób wyjaśnienia problemu miał jednak słabą stronę: owa rzekomo niezbyt doskonała para zdołała jednak jakoś wychować dwóch innych, świetnie dostosowanych i idealnie grzecznych chłopców. Jakby tego dokonali, gdyby faktycznie byli tak fatalnymi rodzicami?

Trzeba przyznać, że ich relacja z trudnym dzieckiem była nieco inna niż z pozostałymi synami. Moja pacjentka przyznała, że często była na niego zła. Coś podobnego rzadko zdarzało się jej wobec pozostałych synów. To jednak nie pozwala odpowiedzieć na pytanie zasadnicze: jeśli młodemu człowiekowi nie dokucza żadne możliwe do stwierdzenia schorzenie psychiczne, to co jest jego problemem?

Moja odpowiedź może się wydawać herezją w ustach psychiatry. Jak by nie było, moi koledzy po fachu mają skłonność do postrzegania złego zachowania jako psychopatologii wymagającej leczenia. Nie ma złych ludzi. Bywają tylko chorzy.

A jednak możliwe, że ten młody człowiek po prostu nie był miły.

Ekspertów w dziedzinie zdrowia psychicznego uczono przez lata, by patrzyli na dzieci jak na wytwory środowiska – jednostki dobre z natury, o ile nic nie wywrze na nich złego wpływu. Tam, gdzie pojawia się notorycznie złe zachowanie, musi istnieć jakiś zły rodzic.

Nie zamierzam usprawiedliwiać złych rodziców, a niestety jest ich wielu, począwszy od tych patologicznych po zaledwie apatycznych. Jednak fakt pozostaje faktem: idealni rodzice mogą wychować toksyczne dzieci.

Mówiąc „toksyczne” nie mam na myśli psychopatycznych, z których wyrastają złodzieje, mordercy i podobne im typy. Naukowa literatura pełna jest pozycji na temat psychopatów, a także ich częstych relacji o doświadczanej w dzieciństwie przemocy, wczesnym upodobaniu do łamania zasad i okrucieństwie wobec rówieśników i zwierząt. Są nawet ciekawe badania sugerujące, że takie antyspołeczne zachowanie można zmieniać dzięki właściwemu podejściu ze strony rodziców.

Jednak niewiele – o ile w ogóle cokolwiek – znajdziemy w pismach naukowych na temat paradoksu dobrych rodziców toksycznych dzieci.

Jeden z pacjentów opowiadał mi o synu, obecnie 35-latku, który mimo wielu zalet, w stosunku do rodziców był zapalczywy i grubiański. Nie oddzwaniał i nie odpowiadał na listy nawet, gdy matka śmiertelnie zachorowała. – Zachodziliśmy w głowę, czemu nas tak traktuje – mówił. – Nie wiem, co złego zrobiliśmy, by sobie na to zasłużyć.

Najwyraźniej niewiele.

Dziwi nas odporne dziecko, które wytrzymuje całe lata w toksycznym domu, pod skrzydłami najbardziej toksycznych rodziców, a później świetnie układa sobie życie. Trudno jest jednak przyjąć coś przeciwnego – uznać, że pewne dzieci bardziej czy mniej porządnych rodziców mogą się okazać diabelskim nasieniem.

Zdaje się to przeciwne naturze nie tylko dlatego, że wydaje się ponurym i pesymistycznym osądem, ale i dlatego, że podważa powszechne przekonanie, iż ludzie mogą się zmieniać i samodoskonalić w stopniu niemal nieograniczonym. (…)

Nie każdy okaże się fajnym człowiekiem. Ba, nie każdy będzie miły i kochający. I niekoniecznie jest to efekt porażki rodziców albo nędzy środowiska, w którym młody człowiek dorastał. Dzieje się tak dlatego, że na ujawniające się na co dzień cechy charakteru (podobnie jak na resztę naszych zachowań) składają się bardzo różne elementy, zarówno wrodzone jak i genetyczne. Tych zaś nie da się w pełni kształtować, nawet jeśli stworzymy dziecku najlepsze możliwe środowisko, nie wspominając już o najlepszych psychoterapeutach.

– Obecnie każdy psychiatra dziecięcy zakłada, że choroba często już jest w dziecku, a reakcja rodziny może ją raczej zaostrzyć niż do niej doprowadzić – mówi dr Theodore Shapiro, psychiatra dziecięcy z Weill Cornell Medical College. – Epoka przekonania, że nie istnieją złe dzieci, tylko źli rodzice, minęła.

Przypominam sobie pacjentkę, która powiedziała mi, że porzuciła próby zbudowania relacji z 24-letnią córką, nie mogąc dłużej znieść jej bezlitosnego krytycyzmu. – Nadal ją kocham i tęsknię – przyznała ze smutkiem. – Ale i doprawdy nie lubię.

Na szczęście lub nieszczęście, rodzice mają ograniczony wpływ na dzieci. Dlatego nie powinni tak pochopnie przyjmować na siebie całej winy – albo przypisywać sobie wszystkich zasług – związanych z tym wszystkim, na co wyrosło ich dziecko.

Wynik zawsze był taki sam: intelektualnie wypadał świetnie, nie było dowodów na niezdolność do nauki ani chorobę umysłową. Nie pomogła terapia rodzinna w Poznaniu. Nieraz kobieta zastanawiała się, czy wraz z mężem nie zaniedbali go jako rodzice.

Richard A. Friedman

http://www.nytimes.com/