Zielony Dziennik

Skąd się wziął kryzys?

Dobre pytanie…

Sam powstał? Od tak? Z niczego? Zrządzenie losu?

Dużo mówi się o nieruchomościach, że ludzie przestali spłacać, bankom groził upadek, na co FED zareagował dodrukowaniem pieniędzy. A jak wiemy z ekonomii, coś takiego nie mogło się dobrze skończyć. Nawet, jeśli nie bierzemy pod uwagę, że FED nie jest organem państwowym.

Parę lat temu powstała ustawa, której zamierzeniem było zapewnienie godnego życia i mieszkania społeczeństwu. Banki zostały niejako przymuszone do udzielania kredytów ludziom nie będącym w stanie ich spłacić.

Co się powinno stać, jesli bank nie jest wypłacalny? To samo, co sie dzieje z firmą, kiedy przynosi straty przez zbyt długi okres. Bank powinien upaść. Jest instytucją prywatną tak samo, jak zwykła spółka.

Na pewno tworzy to negatywne skutki. Wiele osób zostaje bez pieniędzy. Ale tylko w ten sposób sytuacja może się oczyścić, zgodnie z prawami rządzącymi wolnym rynkiem.

Nie dostrzegamy na pierwszy rzut oka jednak znacznie bardziej szkodliwych konsekwencji wynikających ze sztucznego podtrzymywania życia banków. A przecież właśnie taka historia nastąpiła w 1929 roku, teraz mamy jej powtórkę. Recesja dopiero nas czeka.

Podejście proponowane nam przez media nie przyniesie pozytywnego skutku. Mówi się: „spokojnie, spokojnie, kupujcie więcej, a będziecie stymulować wzrost gospodarczy i wszystko dobrze się zakończy”.

Od wielu lat już nas uczono, że bogactwo bierze się z tego, ile zaoszczędzisz. Tak więc, jakim cudem ma uratować nas nadmierna konsumpcja? Przecież to właśnie ona doprowadziła do kryzysu – nabywanie przedmiotów, na które ludzi nie było stać.

Najlogiczniej rzecz ujmując… wydając więcej, niż się zarabia nie doprowadzimy do polepszenia gospodarki – tylko osłabienia. Zapożyczając się w banku pogłębiamy tylko dług narodowy.

Żyjemy w dziwnym świecie, w którym pieniądze robią się z niczego. Kiedy weźmiemy pod uwagę, że pieniądz oznacza towar, to przypomina się stwierdzenie: z pustego to i Salomon nie naleje.

Jak pożyczamy z banku 50 tys. zł na samochód, to tak, jakby bank nam pożyczył samochód. Ale on przecież tego samochodu nie ma! Pieniądz elektroniczny mógł powstać z niczego, ale pojazd?!

To pompowanie gospodarki musiało się kiedyś zakończyć i dać o sobie znać. Co sądzicie?

Michał Toczysk