Zielony Dziennik

Dziennik emigranta: o frekwencji wyborczej

19.06.2011 Torquay Dziennik emigranta: przyszłe wybory parlamentarne Dlaczego PiS nie chce dwudniowych wyborów parlamentarnych?Jak podała dziś strona internetowa TVN, PiS zamierza zbojkotować pierwszy dzień głosowania jeśli wybory miałby być dwudniową imprezą. Dlaczego oni to robią? Po ostatnim przemówieniu prezesa Kaczyńskiego wiadomo już dlaczego. Partia nie zamierza walczyć o nowe głosy. Program partii skupia się bardzo na krytyce rządu, a za mało na tym, co partia ma do zaproponowania w zamian. Może nic nie ma? Oprócz połączenia prokuratury z ministerstwem sprawiedliwości (powtórka z Barbary Blidy?) Kaczyński chce więc zmobilizować swój elektorat, który wciąż liczy około 25% procent społeczeństwa gotowego zagłosować. Dwudniowe głosowanie zwiększyłoby szanse na lepszą frekwencję, która jest zdecydowanie zbyt niska w Polsce. A im mniej będzie głosów ogółem, tym wyraźniejsza będzie grupa głosów oddana na PiS. Proste i logiczne. Frekwencja wyborcza w Polsce jest niska. Ludzie są generalnie zdemoralizowani polityką i jako wyraz dezaprobaty nie chodzą na wybory. To nie jest tylko polski problem, ale także rozwiniętych demokracji europejskich, może poza Włochami. Tylko tam głosowanie jest obowiązkiem, który jest odnotowywany za każdym razem gdy są tam wybory. I dodatkowo rejestr ten służy, gdy ktoś ubiega się o posadę w samorządach czy na każdym szczeblu administracji rządowej. Jak ktoś nie chodzi na wybory – nie dostanie pracy w administracji. Może to powinniśmy w Polsce wprowadzić? Znając nasze narodowe zalety i przywary – z pewnością zakaz zostałby martwym przepisem. Jak więc zaktywizować wyborców? Z pewnością nie bojkotem pierwszego dnia głosowania. Bo to jest tylko zimna kalkulacja PiSu, tylko po to, żeby uzyskać lepszy wynik. Członkowie mówią o tym, żeby uśpić czujność Platformy. Ale to jest tylko przykrywka. Wiadomo, że ich elektorat jest bardzo zdyscyplinowany. Bardziej niż Platformy. Problem w tym, że nie jest on tak liczny jakby PiS chciał. Ale sam przecież zapracował sobie na taki a nie inny efekt. W każdym razie im mniej osób pójdzie do głosowania, tym więcej mandatów oni utrzymają za swoje głosy. Proste, prawda? A to nie tak powinno się prowadzić walkę wyborczą. Wybory powinno się wygrywać na lepsze programy i ich realność czytaj możliwość realizacji. I to jak się je przekazuje wyborcom. Bojkotowanie pierwszego dnia wyborów to tania sztuczka. Tak samo bzdurą wydaje się obawa prezesa Kaczyńskiego o tym, że można się spodziewać wyborczych fałszerstw, bo przecież będzie dodatkowy dzień na głosowanie. To wierutne bzdury. Poparciem tego jest fakt, że prezes nie jest w stanie zmobilizować sam silnej grupy, która byłaby w stanie kontrolować spodziewane nieprawidłowości. To dowód na to, że nawet w jego partii mu nie wierzą. Czyli jest to mydlenie oczu. Nie wiem dlaczego, ale Brytyjczycy swoje wybory mają zawsze w ciągu roboczego tygodnia. Bo przecież i tak idziesz do pracy (większość), więc co ci szkodzi wstąpienie do punktu wyborczego? Nie wiem dlaczego w Polsce to zawsze musi być niedziela. Każdy sposób do przyciągnięcia większej ilości ludzi do głosowania jest dobry, gdy frekwencja wynosi mniej niż 50%. podejrzewam, ze sam narzekałbym mniej, wiedząc, że PiS zostało wybrane jako reprezentantów narodu przy frekwencji 75% procent niż 50% czy mniej. Bo to by znaczyło, że jednak są siłą którą należy poważać – bo tyle głosów na nią oddano. Legitymacja partii przy niskiej frekwencji jest mniejsza. Kiedyś obliczałem, bodajże przy wyborach prezydenckich jeśli kandydat zdobył 51% głosów, przy frekwencji 60% to oznacza, że wybrało go 30% zdolnych do głosowania! A przecież zdolni do głosowania to wszyscy powyżej 18 roku życia, czyli nie całe społeczeństwo. Dlatego nie dajmy się zwieść logice PiSu – miejmy dwa dni głosowania i módlmy się, żeby to pomogło podnieść frekwencję. Artur Pomper