Zielony Dziennik

Strach w kraju tygrysa

Indie. Największa demokracja świata. Ojczyzna Gandhiego. Kolebka buddyzmu idżinizmu głoszących poszanowanie wszystkich istnień i wyrzeczenie się przemocy. A przy tym kraj będący celem kolejnych aktów terroru.

Legenda też może być celem.

Ojciec niepodległości całych Indii Brytyjskich, również Pakistanu i Bangladeszu, Mahatma Gandhi doprowadził do upadku kolonializmu stosując wyłącznie metody pokojowe. Nie akceptował walki zbrojnej, napadów i rozlewu krwi. Potrafił zjednoczyć religijny i kulturowy tygiel Półwyspu Indyjskiego przeciwko władzy Brytyjczyków. Szli za nim hindusi, muzułmanie, sikhowie, buddyści. Mobilizacja całego społeczeństwa pozwoliła na uzyskanie niezależności od Korony.
Trzydziestego stycznia 1948 roku, wielkohinduski fanatyk Nathuram Vinayak Godse zastrzelił Gandhiego w okolicach domu modlitw, w którym Mahatma regularnie medytował. Zrobił to niedługo po uzyskaniu niepodległości, która była zasługą przede wszystkim Bapu, jak go powszechnie nazywano. Terroryzm nie zna świętości. Zamordowany został żyjący symbol. Przez człowieka, który dzielił z nim wiarę przodków, w miejscu powszechnie uważanym za sacrum.
Nie był to pierwszy przypadek terroru na Półwyspie Indyjskim. Atak na Gandhiego był zabójstwem na tle politycznym. Wcześniej doszło do exodusu milionów. Konflikt między przywódcą Ligi Muzułmańskiej, Ali Jinahem, a Nehru stojącym na czele Kongresu Narodowego doprowadził do podziału Indii Brytyjskich na Pakistan Zachodni, Wschodni (obecny Bangladesz) i Indie. Tam gdzie hindusi byli większością prześladowali muzułmanów. Wyznawcy Allaha nie pozostawali dłużni – gdy mieli przewagę postępowali tak samo. Zginęły setki tysięcy ludzi, miliony zostały zmuszone do ucieczki z terenów, które zamieszkiwały od pokoleń. Tam gdzie siły były wyrównane, w Kaszmirze, doszło do eskalacji konfliktu. Pakistańscy przywódcy, zdeterminowani żeby uzyskać bogatą wówczas dolinę, uciekli się do metod oglądanych obecnie na pograniczu afgańsko-pakistańskim. Walki partyzanckie, morderstwa, zamachy przy użyciu ładunków wybuchowych, atakowanie i zastraszanie ludności cywilnej – tak działają terroryści. A to wszystko w imię wolności ludności muzułmańskiej. Konflikt o Kaszmir toczy się do dziś. Na razie licznik zatrzymał się na trzech krwawych wojnach. Jednak kolejne incydenty wciąż destabilizują stosunki między Indiami, a Pakistanem.

Pechowa rodzina.

Pierwszym premierem Indii został Jawaharlal Nehru. Stanowisko zajmował przez lata i zapoczątkował długie rządy dynastii Nehru-Gandhi (zbieżność nazwisk z Mahatmą zupełnie przypadkowa). Dożył późnej starości i zmarł śmiercią naturalną. Jego potomkowie nie mieli tyle szczęścia. Jego córka, Indira Gandhi w czasie swoich rządów zmagała się z problemem separatyzmu sikhijskiego. Sikhowie zamieszkują głównie Pendżab, bogaty stan na pograniczu indyjsko-pakistańskim. Mieli dość dopłacania do rozwoju regionów biedniejszych i niemających nic wspólnego z choćby jednym sikhem. Zapragnęli niepodległości i państwa jednonarodowego. Jak chcieli tego dokonać? Tak jak wszyscy w tamtym rejonie świata – łapiąc za karabin i podkładając bomby.

Kolejne ataki, zarówno na posterunki armii indyjskiej jak i cele cywilne miały miejsce w całych zachodnich Indiach. Terroryści czuli się bezkarnie, po każdej akcji uciekali do Złotej Świątyni w Amritsarze – najświętszego miejsca dla każdego sikha. Wydawała się schronieniem idealnym. Jak się okazało tylko do czasu. Indira Gandhi, zirytowana zamachami, zarządziła przeprowadzenie operacji Błękitna Gwiazda. Po dwóch dniach, okupując to kilkoma setkami ofiar, indyjska armia zdobyła świątynię. Przyniosło to zamierzony skutek – ruch pozbawiony przywódców i większości bojowników przestał funkcjonować. Jednak żołnierze indyjscy weszli do świątyni w butach. Innymi słowy zbezcześcili ją. Tego nie można było wybaczyć. Kilka miesięcy później nadarzyła się okazja do zemsty. Ochroniarze pani Gandhi, Sikhowie z krwi i kości dokonali egzekucji. Z kilku metrów trafili ją kilkanaście razy. Kilka godzin później, mimo desperackich działań lekarzy Indira Gandhi zmarła na stole operacyjnym. Zabójcami byli ci, którzy mieli bronić panią premier. Po wydarzeniach w Amritsarze bliscy współpracownicy sugerowali żeby ochronę wymienić na hindusów, czy chociażby równie odważnych co Sikhowie Gurkhów. Indira odmówiła. Miała do swoich ochroniarzy pełne zaufanie. Nie ma się co dziwić, trudno nie ufać osobie której przez lata
powierzało się życie.
Syn Indiry, Rajiv natychmiast powrócił do Delhi. Niedługo po pogrzebie objął schedę po matce i został premierem. Jednak jego kadencja również była niespokojna. W czasie jej trwania na sąsiedniej Sri Lance rozwinął się konflikt między syngaleską większością, a Tamilskimi Tygrysami żądającymi co najmniej autonomii. Głównym sposobem jej uzyskania były, obok działań partyzanckich, zamachy terrorystyczne – ataki bombowe i zabójstwa urzędników państwowych.
Sri Lanka to indyjskie podwórko. Indie musiały zareagować, gdy podwórko zaczęło tonąć we krwi. Szczególnie, że miliony Tamilów żyją w południowym stanie Tamilnadu. Co by się stało, gdyby podpatrzyli oni metody działania braci z Cejlonu? Rajiv wysłał na wyspę sto tysięcy żołnierzy. Po roku wrócili. Z pięcioma tysiącami trumien i zranioną dumą. A Tygrysy wcale nie osłabły, wojna domowa trwała nadal. Po raz kolejny potwierdziło się, że nie da się wygrać z partyzantami na ich terenie. Szczególnie, gdy jest to tropikalna dżungla.
Rajivowi nie udało się rozprawić z Tygrysami, co zemściło się w 1991 roku, podczas kampanii wyborczej. Gandhi promujący kandydata Kongresu Narodowego pojawił się na wiecu w okolicach miasta Chennai, stolicy Tamilnadu. Tłum zgromadzonych wiwatował, stojący najbliżej padali na kolana i oddawali hołd byłemu premierowi. Tak samo zachowała się terrorystka. Młoda dziewczyna odpaliła ukryty pod ubraniem ładunek chwilę po tym jak dotknęła stopy Rajiva. Nie miał żadnych szans na przeżycie. Bomba nafaszerowana metalowymi kulkami wybuchła prosto w jego twarz.

Dziesiątki organizacji, setki zbrodni.

Ataki terrorystyczne mają w Indiach długą historię. Oprócz wspomnianych wcześniej
sikhów, którzy ostatnimi laty wyrzekli się swoich niepodległościowych marzeń, działalność
terrorystyczną prowadzą środowiska skrajne i ekstremistyczne.
Jedno z najważniejszych to Naksalici, indyjscy maoiści działających głównie w
Bengalu. Lista ich przestępstw jest długa. W 1970 roku wzniecili zamieszki w Kalkucie.
Oprócz działań stosunkowo błahych, jak dewastowanie pomników Mahatmy Ghandiego, czy
palenie jego książek, maoiści dokonali serii ataków na polityków konkurencyjnych partii
komunistycznych. Nie zaprzestali podobnej działalności – corocznie z ich rąk ginie co
najmniej tysiąc osób. W 2009 roku zajęli miasto Lalgarh, blokowali okoliczne drogi,
dokonywali grabieży, podkładali miny pułapki. Armia indyjska potrzebowała kilkunastu dni
na rozprawienie się z rebelią i uspokojenie sytuacji.
Maoiści stali się naprawdę groźni i bezczelni. Za swój cel obrali ostatnimi czasy
funkcjonariuszy państwowych. Tak było też 6 kwietnia 2010 roku w Talmeti w środkowych
Indiach, gdy zaatakowali oni konwój policyjny. Szturmu dokonało około 300 ludzi, a śmierć
poniosło 76 policjantów.
Komunistyczna partyzantka ma na wschodzie Indii konkurencję w postaci
faszystowskich bojówek. Stany takie jak Tripura, czy Nagaland połączone z Półwyspem
Indyjskim poprzez niewielki przesmyk między Bangladeszem a Bhutanem żyją swoim
życiem, nie zawsze zgodnym z życzeniami Delhi. Rządzone są przez Komunistyczną Partię
Indii (marksistowską) i nękane terrorem najróżniejszych ruchów prawicowych i
separatystycznych. Zresztą władze często zachowują się tak samo jak te organizacje.
Assam, stan we wschodnich Indiach, zwykłym ludziom kojarzący się jedynie z
doskonałą herbatą, był w latach 80-tych areną walk podczas których szły z dymem całe
wioski, a wraz z nimi ich mieszkańcy. Przede wszystkim bezbronni – kobiety i dzieci.
Powodem był lęk przed Banglijczykami uciekającymi przed głodem i powodziami regularnie
nawiedzającymi ich ojczyznę, osiedlającymi się właśnie w Assamie. Niezadowoleni
miejscowi ulegli radykalizacji, powstał Wszechasamski Związek Inicjacji Walk. Początkowo
stosował metody pokojowe, nawiązywał do tradycji Gandhiego. Jednak szybko zmienił
strategię. Rozpoczęły się porwania, morderstwa, groźby, aż w końcu pacyfikacje całych
wiosek.
Działania podparte były manifestami wprost wyjętymi z języka nazistowskich
Niemiec i faszystowskich Włoch. O usunięcie obcych, również przy użyciu terroru i
przemocy. Nawoływano do bojkotu wyborów. Głosującym grożono śmiercią, gwałtami na
ich żonach i córkach. Na niewiele się to zdało. W stanie Assam, tak samo jak w całym kraju
wybory wygrał Kongres Narodowy.

Pociąg, niebezpieczny środek komunikacji.

Indyjskie pociągi nie są najprzyjemniejszym środkiem transportu. Tłok, brud,
opóźnienia godne PKP. Sprawy nieprzyjemne, ale niegroźnie dla zdrowia i życia. W
przeciwieństwie do regularnych zamachów terrorystycznych. Czytając kolejne doniesienia
można odnieść wrażenie, że pociągi to ulubiony cel ataków. Dochodzi do nich średnio raz na
kilka miesięcy.
28 maja 2010 roku. W okolicach Kalkuty pod pociągiem wybucha mina pułapka, ten
wykoleja się, wagony upadają na inny tor, po czym wjeżdża w nie inny pociąg. Ginie około
148 osób, kilkaset zostaje rannych. Zamachu dokonali maoiści z organizacji „Komitet
Ludowy przeciwko Okrucieństwu Policji” powstałej po operacji Lalgarh. Walczą, jak
twierdzą, w obronie wyrugowanych chłopów. Co ta biedota miała uzyskać dzięki wysadzeniu
w powietrze pociągu nie wiadomo.
Mniej ofiar było w zamachu z 19 lutego 2007 roku. Celem był pociąg „Przyjaźń”
łączący Delhi oraz pakistańskie Lahaur – symbol zbliżenia między Indiami i ich zachodnim
sąsiadem. Zginęło 68 osób, jak na indyjskie warunki niewiele. Jednak atak doprowadził do
ponownego ochłodzenia stosunków między obydwoma krajami. Sprawcy wciąż nie są znani,
jednak cel jaki osiągnięto wskazuje, albo na Laszkar-e-Toiba, wywodzącą się z Kaszmiru
muzułmańską organizację terrorystyczną ściśle związaną z Al-Kaidą, albo Abhinav Bharat,
hinduskich nacjonalistów i fanatyków. Obydwu grupom zależało na zerwaniu negocjacji
pokojowych – każda z nich buduje swoją ideologię w oparciu o poczucie zagrożenia i
nienawiść do sąsiada.

Miasto magiczne w ogniu.

Tragedia najbardziej znana, przez wielu nazywana indyjskim 9/11. Koniec listopada
2008 roku w Bombaju, największym mieście Indii. Terroryści przybywszy od strony morza
zaatakowali kilka strategicznych punktów miasta. Między innymi przepiękny, neogotycki
dworzec Chhatrapati Shivaji, centrum kultury żydowskiej, hotel Oberoi, jeden z ważniejszych
komisariatów policji w całym mieście. A przede wszystkim najsłynniejszy budynek Bombaju
– Hotel Taj. Pięć gwiazdek, luksus, prestiż. To tam, od lat, zatrzymywały się gwiazdy i
notable całego świata. Koronowane głowy, prezydenci, premierzy, Beatlesi. To na nim
skupiła się agresja zamachowców. Przez trzy dni cały świat oglądał relacje na żywo sprzed
budynku. Widać było wybuchy granatów i bomb, serie z karabinów kałasznikow,
wydobywające się z wnętrza płomienie, ludzi stojących w oknach i błagający o pomoc.
Liczba ofiar wyniosła około 500. 300 osób zostało rannych. 200 zginęło, w tym 28
obcokrajowców oraz szef bombajskich oddziałów antyterrorystycznych, Hemant Karkare.
Trzeba również pamiętać, że mogło dojść do jeszcze większej tragedii. Podczas ataku w
hotelu Taj przebywała delegacja Parlamentu Europejskiego. Jeden europarlamentarzysta
został ranny, reszta na szczęście nie ucierpiała.
Za zamachem stali mudżahedini Dekanu, organizacja kompletnie nieznana. Jednak
udowodniono, że była ona ściśle powiązana z wspomnianą już, bardzo niebezpieczną Laszkar-e-Toiba. Terroryści pokazali, że mogą przeprowadzić zmasowany atak na gospodarczą stolicę Indii. Ośmieszyli indyjskie siły specjalne, zatrzęśli bombajskimi giełdami. Dopiero po dwóch latach, kosztem stu milionów dolarów Hotel Taj został oddany do ponownego użytku.
Kolejny zamach na taką skalę wydaje się być kwestią czasu. Indie aspirujące do bycia
światową potęgą, mimo dynamicznego rozwoju, nie potrafią sobie poradzić ani z rebelią
naksalitów, ani z grupami nacjonalistycznymi i fundamentalistycznymi. W uspokojeniu
sytuacji na pewno nie pomagają stosunki z Pakistanem i tocząca się w Afganistanie wojna z
terroryzmem.

Bartek Serafinowicz