Zielony Dziennik

Emmanuel

Zaplątałam się w Ciebie po same końcówki, budził mnie Twój dotyk, wspólne prysznice, kąpiele, kawki, sałatki, oddział i choć dni w pracy, pędziliśmy do siebie w każdej wolnej chwili.

Pisałeś bym czuła, że jesteś. Nie szukałam miłości, nigdy jej nie szukałam. Pojawiłeś się i zaufałam naszym wierszom . Byliśmy jak te dusze zgłodniałe chłonące radość i spokój, kręcące wokół własnej osi, surfując na fali pragnień. Nawet nie wiem, kiedy minęły wakacje, najpiękniejsze wakacje. Spełnialiśmy marzenia, zapomniałam o nich, obudziłeś wszystkie i teraz bez Ciebie nie ma mnie, istnieć już nie zdolna, bo połową musiałeś być, byłeś, tak dobrze Cię rozumiałam. Połowę siebie mam teraz. Nie było wytchnienia pod wspólnym niebem, dzień i noc, noc i dzień. Dni przy tobie mijały jak minuty, 70 ich naliczyliśmy, by dotknąć, co pisaniem tylko było. Tkaliśmy misternie nitkami fundamenty przyszłości. Oboje ledwo dostaliśmy się w tamto miejsce, zrobiłabym wtedy wszystko, by tam być, dzisiaj zawróciłabym samolot, by mieć pewność, że nie zamieszkałeś w moim brzuchu.
Czas zatrzymał się na naszym moście, tam zostaliśmy. Wśród gorących fantazji, gdzie miłość silniejszą od bólu tęsknoty, wystarczył jeden dzień byś przestał czuć. Jeden dzień, by moje rozemocjonowanie zwątpieniem się stało. Jeden zwyczajny trudny dzień, przepraszam, ale wolisz uciec, zniknąć. Nie mamy trosk, problemów, to był tylko jeden dzień, gdzie chciałam więcej, gdzie zrobiłam coś źle, przepraszam, ale wolisz teraz kasztany w kieszeni i złote złudzenia o mnie. Zwolniłeś przestrzeń, nic już nie będzie w porę, wolisz uciec od moich myśli. Most. Tam pachniały ci moje włosy, pierwsze drżące pocałunki, szepty aż do wspólnego świtu w twoich namiętnych ramionach. Nie miało być pożegnań, zobaczymy się za miesiąc. Pan w taksówce jadącej na dworzec pyta, czy wszystko dobrze, tak mówię…nie…łzy kapią spod okularów. Nie uklęknąłeś, spóźniłeś się minutę na dworzec. Co z Nami dalej.
Nie ma od godziny nas, tak zdecydowałeś, zwalniając przestrzeń i znikając na wiele godzin. 80 dni. Nie muszę być dzielna, jestem.

Pierwszy raz nie wyszedłeś w moją stronę, pierwszy raz nie powiedziałeś jestem, będę. Ja wciąż jestem, przeciw zbiegowi zdarzeń. Odwróciłeś się, bo tak chciałeś. Przygnębienie wzięło mnie w ramiona. Chcę tylko przeżyć pierwszy dzień bez Ciebie, czekać aż słońce osuszy nocne łzy. Prawdziwe kobiety nie pozwolą się tak traktować, prawdziwa kobieta nie przyjmuje z powrotem. Od godziny nie jestem prawdziwą kobietą. Chciałabym, wrócić do maja, by nie wiedzieć, że istniejesz i przeżyć zwyczajnie kolejny, trzeci rok.
Chciałabym się mylić, nie czuć tego co teraz, ale nie mogę się mylić. Kocham, nie od pieszczot nabrzmiałe usta mam teraz. Przykleję twój wiersz na lodówkę, chcę go pamiętać za 10 lat. Chce Ciebie zapamiętać i wieszać kokardki na moście naszego pierwszego i ostatniego dnia razem. Zasnę w koszulce, w której mnie kochałeś, staram się wywąchać resztki nas…

ZielonyDziennik.pl, Magdalena Undro