Dziennik emigranta: Marynarka Wojenna do remontu

0
1580
views

28.11.2011

Dziennik emigranta: Modernizacja armii czyli nasze militarne zagrożenia

Właśnie minister Sikorski powiedział w Berlinie, że my w Polsce nie musimy się bać niemieckich czołgów, ani nawet rakiet rozlokowanych w obwodzie Kaliningradzkim – bardziej nam zagraża upadek euro. I ma chłop rację. Minister odpowiedzialny za wojsko, który uchował się z poprzedniego rządu, pan Siemioniak właśnie zapowiedział, że marynarka wojenna przejdzie pierwszą poważną zmianę od dwóch dziesięcioleci. Czy rzeczywiście jesteśmy bezpieczni?

Dzięki temu, że jesteśmy w NATO i Unii Europejskiej jesteśmy prawdopodobnie najbezpieczniejsi od początku istnienia państwowości polskiej. Nie mamy naprawdę napiętych stosunków z żadnym z państw na świecie. Nie mamy trudnej sytuacji z sąsiadami. Dzisiejszy zatarg z Litwą jest niczym w porównaniu do tego sprzed 90 lat, gdy Litwa po raz pierwszy w XX wieku odzyskała na krótko niepodległość. Przypomnę – wtedy nie kursowała nawet między krajami poczta. Dopiero Piłsudski zmusił Litwinów do normalnego zachowania – ale przypomnę zagroził im wojną, jeśli tego nie uczynią. Z Białorusią też może nie mamy specjalnie ciepłych relacji, ale to nie jest naszą przyczyną. Dyktatorzy nie lubią generalnie krajów demokratycznych. Coraz trudniejsze stają się za to nasze międzynarodowe kontakty z Ukrainą, zwłaszcza odkąd była premier jest w więzieniu (podobno jest w nim chora), a jej skazanie było zrobione na zamówienie publiczne. Ale to też nie nasza wina. Pozostali sąsiedzi są w bardzo dobrych układach z nami. Nie zawsze tak było. Może nie udało się nam utrzymać na tym samym poziomie relacji z Rosją, ale trudno było to oczekiwać gdy różnice potencjałów naszych krajów są tak nierównomierne, na naszą niekorzyść.

Ze strony naszych bezpośrednich sąsiadów nie mamy się czego obawiać. To jest pewne, choć niektórzy wmawiają nam coś innego. Szukając wrogów w Niemczech i Rosji. Nie tędy droga. Nie mamy też się czegoś obawiać od naszych dalszych „sąsiadów”. Nie. Jedynym zagrożeniem militarnym mogą być terroryści – którym mogło się nie podobać, że z Amerykanami podbijaliśmy Irak i Afganistan. Poza tym raczej nie mamy się czego bać.
Dlatego też nasze wojsko musi się zmieniać. Nowy (z pięciomiesięcznym stażem) Minister Obrony Narodowej chyba słusznie wstrzymał remont dwóch największych polskich statków marynarki wojennej. Przypomnę dwie jednostki „dostaliśmy” od Amerykanów. Piszę dostaliśmy w cudzysłowie, bo zapłaciliśmy za nie jak za woły. A ich remont miał kosztować kolejne pół miliarda złotych. A pożytku z nich zbyt wielkiego nie było. Są na to za stare, ich sprzęt jest mało kompatybilny z nowoczesnymi systemami. Słowem – trzeba było patrzeć w zęby temu darowanemu koniowi. Może uniknęlibyśmy niepotrzebnych wydatków. Bo nie dość, że dano nam statki do remontu, prawie zaraz po ich oddaniu (a remontować można je tylko w Ameryce), to dano nam starocie, słabo uzbrojone (prawie bezbronne wobec ataków z powietrza) ponadto paliwożerne i nieekonomiczne. Nie wspominając o ponad 200 osobowych załogach, na każdym z nich.
Mówi się też po raz pierwszy głośno, że projekt polskiej korwety bodajże o nazwie „Gawron” to przede wszystkim okrągły miliard wyrzucony w błoto – nie dość, że przepłacony kilkukrotnie, to nawet jeden okręt z tego nie powstał. Kadłub rdzewieje gdzieś w którejś z polskich stoczni, które w międzyczasie zdążyły upaść. Ma się tym zająć prokuratura. Nareszcie. Minister wspominał, że zamiast remontować relikty starych systemów należy wymienić statki na mniejsze, nowsze i lepiej uzbrojone jednostki. Brawo! Ktoś się nie bał tego powiedzieć. I powiedział coś, co mi się również bardzo podoba, że te mniejsze jednostki mogłyby powstać w polskich stoczniach (o ile jakaś zostanie), bo mamy takie zaplecze techniczne i już robiły te stocznie coś podobnego dla obcokrajowców. Bardzo dobrze.

Teraz przydałoby się, żeby minister zajął się piechotą i lotnictwem. Tam przydałoby się odkurzyć wszelkie pokoje i magazyny. Zobaczyć co jest. Co trzeba na śmietnik wyrzuć. A co można zostawić. Bo w dzisiejszych czasach tyle sprzętu i tylu żołnierzy nam nie potrzeba. Trzeba nam natomiast nowych koncepcji – do czego ma służyć armia? Raczej nie do klasycznych ataków i obrony – ale może przede wszystkim do reagowania. Może z wojska dało by się stworzyć dochodową rzecz – wysyłać naszych chłopców za granicę do powstrzymywania konfliktów. Ale nie za stare korwety, tylko twardą gotówkę. Do boju, ministrze!

Artur Pomper