W krainie wichrów.

0
1302
views

W uczonych księgach można wyczytać, że ludzie żyli tu, we wspólnotach, już co najmniej sześc tysięcy lat temu. Skąd przybyli? Nie wiadomo. To znaczy, dokładnie nie wiadomo.

Podręczniki mówią o „bezimiennych rybakach i myśliwych”. A więc ów „lud pierwotny” pozostaje nieznany. Pozostawił po sobie jedynie ślady ognisk. I kopanych w ziemi schronień.

Po pewnym czasie. Jakim? Nikt nie wie. To znaczy, nikt dokładnie nie wie, pojawili się tu najeźdźcy, zwani w podręcznikach „osadnikami”, z terenu obecnej Holandii i Nadrenii. Prawdopodobnie. I jak to zwykle w takich razach bywa, byli oni uprzejmi wyrżnąc miejscowych. Szło im zapewne łatwiej gdyż znali narzędzia żelazne. „Bezimienni rybacy i myśliwi”-nie. Przypuszcza się, że mogli wytwarzac jedynie przedmioty z ości, z poroży zwierząt . Nie sąsiada! Choc, kto wie, to dawno było… I z drewna. A mieszkali w jamach wykopanych w ziemi na stokach pagórków. Nie znali chat. I musiało im byc niewygodnie. A potem już ich nie było.

Ci, którzy ich zastąpili, reprezentują tak zwaną „kulturę pucharów”. I to oni pozostawili po sobie wyraźne ślady kultury materialnej. Bo poprzednicy pozostawili ślady bardzo niewyraźne… Ale czy kamienne kręgi, kurchany i megality są ich dziełem? Nie wiadomo. To znaczy, dokładnie nie wiadomo. Tak jak dokładnie nie wiadomo kiedy powstały i czemu służyły.

Lud ten, (czy też te ludy), położył podwalinę pod przyszłe społeczeństwo plemienne. Nastały czasy druidów, którzy nie byli narodem lecz kastą kapłanów i medrców sprawującą rząd dusz nad plemionami. Wiadomo, że w celach religijnych wykorzystywali oni już istniejące miejsca święte i wznosili nowe. I bardzo lubili dęby. Zwłaszcza szczególnego rodzaju i niewystępujące gdzie indziej, znane dziś jako „dęby czerwone”, lub „dęby szkockie”. Miały one miec wielką moc. I… „Niech moc będzie z tobą”, mawial druid do druida. Z tym, że nie na pewno.

Dopiero jednak Rzymianom, a konkretnie cesarzowi Wespazjanowi zawdzięczamy pierwsze znane opisy wyglądu tych ludzi. Gdy bowiem Brytania była już podbita zapragnął on, ok. roku 80. naszej ery, ruszyc na północ. I zetknął się z ludem dzikim, który miał wytatuowane całe ciała. Co, kurcze, musiało bolec. ( Rzymian też, w oczy). Ale dzięki temu Europa poznała ich jako Piktów. I,pod tą nazwą zna ich do dziś. Podobno, wierząc Tacytowi, śmierdzieli oni okrutnie. Czemu jestem skłonny dac wiarę…

Pikt zwany przez Rzymian Calgacusem zebrał armię liczącą ok. 30 tysięcy chłopa i tak się dał Rzymianom we znaki, że cesarz Hadrian uznał, że cena podboju północy jest zbyt wysoka i wybudował wpoprzek północnej Anglii mur odzielający „cywilizację” od „dziczy”. Potem Antonius przesunął tę granicę i ostatecznie pozostała ona między zatokami Forth i Clyde. Na północ od niej, w tak zwanyej „Górnej Krainie”, żyli, chwilowo nie niepokojeni przez nikogo, Piktowie.

Ostatnich kilkanaście dni spędziłem w „krainie wichrów”. Z Ullapool, wzdłuż zachodniego wybrzeża dotarłem na Cape Wrath i jego sześćdziesięciometrowe klify, skąd wzdłuż wybrzeża północnego do rzeki Naver ( na wschód od Tongue). Powrót interiorem do Lairg na południe. Czytaj, do cywilizacji. Poprzez fragment Morza Hebrydzkiego, ( The Minch ) widziałem wyspę Lewis,( największa wyspa Hebrydów Zewnętrznych). W okolicach Durness obserwowałem pływające w Atlantyku wieloryby. Nad głową przelatywały mi setki, gnieżdżących się w klifach ptaków, o których, niestety, mało wiem.( Trzeba się było uczyc…). W niezliczonych rzekach i jeziorach pluszczą się ryby.Te znane, pstrągi, szczupaki, ale i zupełnie nieznane mi, w ilościach niewyobrażalnych. Niestety w wodospadach nie pływały pod prąd łososie. No przecież nie można mieć wszystkiego… Podczas wchodzenia na Foinaven, Ben Hope i Ben Loyal, czyli szczyty z kategorii Munro, mijały mnie stada: Jeleń, o budzącym respekt porożu ,w towarzystwie kilku lub kilkunastu dam. No taki to pożyje… A poza tym bez przerwy coś przefruwalo lub przebiegalo. I nie czulo strachu. Człowiek nie jest, dla tych stworzeń, synonimem śmierci! Ile jest jeszcze takich błogosławionych miejsc na Ziemi?

A do tego nieprawdopodobne i kosmicznie nierzeczywiste kształty, kolory i zapachy. To,co przed tysiącami lat nawyczyniał tu lodowiec daje wrażenie jakiejś nierzeczywistości, nierealności. Grozy i pierwotnego piękna. A jest wyjątkowo zimny, deszczowy i mroczny, w tym roku, marzec. Co tutaj musi się dziać w maju? Albo we wrześniu?

Gdybym chciał zanaleźć jedno słowo oddające charakter tego zakątka świata to byłoby to słowo-pierwotność. To nie jest dzicz. To nie jest odludzie, choć przez kilka dni można nie spotkać nikogo. To jest pierwotność.

A kiedy tak wędrujesz bezdrożami, wśród wichrów.( Tu nie ma dnia bez wiatru! Ba! Nie ma takiej godziny). Wśród gór, głębokich dolin, jarów, rozpadlin. Brzegami jezior , rzek, morza i oceanu. I kiedy nie widzisz ludzi, nie słyszysz radia, nie czujesz smrodu cywilizacji. To zmienia się rzeczywistości. Zmienia się czas i przestrzeń. Zmieniają się hierarchie i perspektywy.

I kiedy spotykałem ślady moich poprzedników, sprzed tysięcy lat. Szczególnie te, o których nie wiedziałem, czy te, których się nie spodziewałem.Stawałem z szacunkiem, gdzieś na skraju, by nie sprofanowac świętego miejsca. Wówczas nawet wiatr stawał się ciszą. Z której, jak z całunu mgieł wyłaniały się odziane w skóry postaci, niosące upolowaną sarnę. Była ona kładziona pod nogi wysokiego, brodatego starca, opartego na lasce. Błogosławił on zdobycz w podzięce za to, że ofiarowała samą siebie, dla zapewnienia życia plemieniu. A swą duszę… Po chwili skupienia można było usłyszeć radosne, podniesione głosy, jakieś śpiewy, dźwięki instrumentów. W powietrzu unosił się zapach mokrego drewna rzucanego na rozpalony żar wielu ognisk. Było jedzenie. Było życie. Był czas radości… I ja byłem wraz z nimi poprzez przestrzeń czasu, który zataczał pętlę, który kurczył się aż do nieistnienia.

A miejsc takich jest tu doprawdy nadspodziewanie wiele. I są to miejsca magiczne. Miejsca gdzie przeszłości jest przyszłością a teraźniejszości nie istnieje…

Spełniło się jedno z moich marzeń. Dane mi było zobaczyć, poczuć, zapamiętać. Ale, czy dane mi będzie zrozumieć?

Grzegorz Mniejszy, ZD.pl