Dziennik emigranta: czy piractwo jest złem?

1
1409
views

24.06.2011 Torquay
Dziennik emigrant: Czy piractwo jest przestępstwem?
Czy piractwo powinno być karalne? Czy to komuś szkodzi? Ile zarabiają piraci? Piractwo w Polsce jest karalne.

Pomimo tego istnieje społeczne przyzwolenie na taki proceder. Dzieje się tak głównie dlatego, że programy komputerowe, muzyka, czy filmy są bardzo drogie. Jeśli przeciętne wynagrodzenie wynosi mniej niż 10 złotych za godzinę, a tak jest w przypadku większości Polaków ten argument jest bardzo mocny. Czy jednak powinno się właśnie tym usprawiedliwiać przestępstwa?
Przeciętna płyta z muzyką kosztuje około 40 złotych. To drogo. W Wielkiej Brytanii średnia cena to około 9 funtów za nowy album, ale tutaj najniższa krajowa wypłata wynosi prawie 6 funtów za godzinę. Jednakże wyprodukowanie płyty wiąże się z dużymi kosztami. Trzeba nie tylko opłacić kompozytora i autora tekstów, trzeba zapłacić wykonawcy, zapłacić za produkcje (czyli za nagranie i wypalenie płyty, okładkę, wkładkę itp), a potem zapłacić za promocje płyty. To są duże nakłady finansowe, które wykłada firma fonograficzna. Na polskim rynku muzycznym istnieje wiele mniejszych wytwórni, często założonych przez samych muzyków, którzy chcieli w ten sposób być niezależnymi. Chcieli też więcej zarabiać dla siebie na płytach. Jednak, co potwierdzają polscy artyści ze sprzedaży krążków czy plików przez internet rzadko który z nich byłby w stanie wyżyć. Przypomnę że kiedyś (w latach 90 tych) żeby dostać złotą płytę trzeba było sprzedać 100 tysięcy egzemplarzy, dziś wystarczy 10 tysięcy! To chyba mówi samo za siebie. To koncerty przynoszą artystom pieniądze. To tez jest wina piractwa. Ocenia się, ze 90% rynku opanowane jest przez piratów.
Nie pomogła także sprzedaż piosenek w sieci, chociaż jest to jedyny segment rynku muzycznego, który rośnie. A rośnie tak bardzo, ze już 2 lata temu w Wielkiej Brytanii przestano sprzedawać płyty z singlami. A przewidywania mówią, ze za 3 lata sprzedaż muzyki przez internet przewyższy sprzedaż muzyki z tradycyjnych nośników. Tym niemniej piractwo plików muzycznych jest również wielkim problemem firm fonograficznych.
Piractwo ma inna cenę, o której rzadko się mówi. Ograniczenie wpływów ze sprzedaży płyt powoduje to, że mniej jest nowości. I to nie jest pokłosie słów inżyniera Mamonia z kultowego “Rejsu”, który mówił, że lubimy to, co już znamy. To jest właśnie spowodowane uszczupleniem wpływów przez nielegalne kopiowanie muzyki.
Na nic się nie zdały próby ograniczenie ustawowego piractwa. Owszem, dzięki akcji amerykańskich wytwórni udało się niegdyś zamknąć strony, na których można było wymienić się plikami, jak Napster, ale po kilku sukcesach nie ma już dziś jakiś wielkich spraw. Nie udało się przy tym uzyskać jakichkolwiek długotrwałych skutków.
Jeśli chodzi o programy komputerowe, to szacuje się w Polsce, że tylko polowa zainstalowanych programów jest legalna. Niestety nie jesteśmy najgorsi: w Grecji ten wskaźnik wynosi 59%, na Łotwie 56%, w Rumunii 64% i Bułgarii 65%! Najgorzej jest jednak w Gruzji, Bangladeszu czy Mozambiku, tam legalne programy stanowią mniej niż 10% ogółu zainstalowanych programów! Dla porównania w jednym z najbogatszych krajów świata – maleńkim Luksemburgu ten wskaźnik wynosi 20% (kilka procent więcej mają państwa skandynawskie czy USA). Polska ma jeszcze długą drogę do zredukowania do takich wymiarów piractwa oprogramowania. Średnia europejska wynosi 35%, a dla świata 45%.
Jedynym sensownym sposobem ograniczanie piractwa jest obniżanie cen. Gra komputerowa nie powinna kosztować 40 funtów! Podobnie płyta z muzyka – 10 funtów. To za drogo. W Polsce próbowano ograniczyć ceny, dając klientowi do wyboru tzw “płyty w dobrej cenie” oraz albumy premium (lepiej wydane, z bogatszą wkładką). Nie wiadomo czy przyniosło to efekty.
Jednak następnym razem gdy kopiujesz nielegalnie jakiś program, lub muzykę, może zastanów się co tracisz robiąc w ten sposób.
Artur Pomper

1 KOMENTARZ

  1. „Piractwo ma inna cenę, o której rzadko się mówi. Ograniczenie wpływów ze sprzedaży płyt powoduje to, że mniej jest nowości. I to nie jest pokłosie słów inżyniera Mamonia z kultowego “Rejsu”, który mówił, że lubimy to, co już znamy. To jest właśnie spowodowane uszczupleniem wpływów przez nielegalne kopiowanie muzyki.”

    Powiem tak – sztuka tworzona za pieniądze jest z reguły warta „niedopowiedzenie”. Jak ktoś czuje, że musi stworzyć, to stworzy i tak. Jak ktoś tworzy „pod przymusem” bo pora wydać nowy album to potem wychodzą takie albumy, gdzie jednej piosenki da się od biedy posłuchać, a reszta to jakaś pomyłka. I za to mamy płacić?

    Wielu domorosłych autorów udostępnia swoje dzieła – opowiadania, muzykę, gry nawet – za darmo, prosząc jedynie o dofinansowanie ludzi dobrej woli. I ludzie dobrej woli widząc, że dany gość faktycznie wykonuje dobrą robotę, dają mu pieniądze za friko. Patrzcie, co za równowaga – korzystają z wytworzonych dóbr za darmo i dają autorowi kasę za darmo, w ramach dobrowolnej dotacji. Bo widzą, że jest dobry i chcą więcej jego dzieł. A on je robi, ewentualnie robi sobie przerwę krótszą albo dłuższą i jego fani naprawdę cierpią. Za przykład niech posłuży rysownicy webcomiców albo kojarzony z „Dwarf Fortress” ToadyOne. Ci akurat niewątpliwie nie „żyją” ze swojej twórczości, ale żyje się z biznesu, a nie z potrzeby ducha.

    Wielu profesjonalnych artystów (Radiohead? Notch od Minecrafta?) udostępnia swoje dzieła za darmo oraz w nieco lepszej wersji za opłatą i co się dzieje? Notują wysoką popularność i znacznie większy popyt niż w czasie udostępniania wyłącznie wersji płatnych. Tego błędu Notch akurat nie popełnił, zresztą on sam rozumie i popiera piracenie swojej płatnej wersji gry – jest to jego bardzo prosty i bardzo skuteczny marketing i niech mi ktoś pokaże, że się mylę.

    Piractwo niszczy marnych artystów (słabszy odpada z rynku) oraz nędznych pośredników, czyli wielkie koncerny, które nie mają racji bytu (zbędny odpada z rynku). Wszystko jak najbardziej naturalnie, idioci próbujący zawracać rzekę kijem i tak zginą, tylko wcześniej narobią bajzlu zamiast się dostosować. A dostosować się jest łatwo. I owszem, nie w leży w moim interesie i nie obchodzi mnie fakt, że prezes wielkiej firmy fonograficznej chce się nachapać. Niech się zajmie uczciwym biznesem zamiast robić ludzi w balona sprzedając im drogie buble, których wcześniej nie można nawet obejrzeć.

    Empik umożliwia przeczytanie książki lub odsłuchanie płyty na miejscu przed zakupem, ciekawe czy i kiedy ktoś ich oskarży o piractwo. Czyżby jednak takiej dużej firmie nikt nie śmiał podskakiwać w przeciwieństwie do małych bezbronnych studentów w akademikach, którzy nie mogą się bronić? To wygląda jak prawo dżungli, gdzie mocniejszy bije słabszego. I to samo prawo dżungli, tudzież prawo rynku, zlikwiduje w końcu te właśnie koncerny. Polecam zapoznać się z początkami „ochrony własności intelektualnej” w okolicach XVI wieku, kiedy zaczęły wchodzić maszyny drukarskie. Chciałbym zobaczyć przeciwnika piractwa komputerowego, który do tej historii jakoś sensownie się ustosunkuje.

    Owszem, każdy autor ma prawo do ochrony tego, co wymyśli – to jest jego dzieło. Niech tylko będzie świadom, że ustalając zbyt wysoką cenę za oglądanie tego dzieła naturalnie ogranicza sobie liczbę klientów. Niech mu się nie zdaje, że gdyby nie było piractwa, to więcej ludzi kupowałoby jego dzieło. Kupowałoby tyle samo, a poza nimi pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. W sumie zatem przychody finansowe byłyby na tym samym poziomie, a popularność i w ogóle świadomość istnienia jego dzieła znaaaaaaacznie niższa.