Ciemna karta z naszej historii

0
1367
views

Przypomnijmy sobie lata trzydzieste ubiegłego stulecia. Musimy wiedzieć, że to dla polskiej demokracji jedna z ciemniejszych kart. A to dlatego, że w Berezie Kartuskiej istniał obóz pracy przymusowej, do którego sanacyjny rząd zsyłał przeciwników politycznych.

Jak widzimy, ten drastyczny i co tu dużo mówić, wstydliwy temat, nie jest zbyt często poruszany, a w szkołach jest on definitywnie pomijany. Polacy, podobnie jak wiele europejskich rządów w tamtym czasie, rozprawiali się z opozycją w mało chwalebny i demokratyczny sposób. I o takich faktach musimy mówić, bo przecież one też stanowią naszą historię. Obóz, czyli Miejsce Odosobnienia Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej, utworzono dnia 17 czerwca 1934 roku, na mocy rozporządzenia ówczesnego prezydenta Ignacego Mościckiego.

Zlokalizowano go w województwie poleskim, w budynku dawnych koszar carskich. Był to teren mało dostępny, jednak w przypadku obozu, miało to znaczenie wręcz priorytetowe. Niecały miesiąc później zesłano do niego pierwszych więźniów, czyli inaczej mówiąc oponentów politycznych. Obóz funkcjonował aż do wybuchu II wojny światowej. Pomysł Kozłowskiego Głównym pomysłodawcą projektu utworzenia w Kartuzach obozu, był ówczesny premier RP, Leon Kozłowski. Zgodę na realizację tego pomysłu, podpisał sam Józef Piłsudski. – Obostrzone rządy sanacji w kwestii rozprawiania się z opozycją znalazły się w punkcie kulminacyjnym, gdy zastrzelono ministra spraw wewnętrznych, Bronisława Pierackiego. Zabójstwa dokonał Hryhorij Maciejko, działacz Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Kozłowski znany był ze swych proniemieckich upodobań. Inspiracją do stworzenia obozu była wizyta w Polsce Hermanna Göringa w 1934 roku, który zachwalał obóz w Dachau.

Z otwartą gębą wsłuchiwał się w ordynarne słowa Niemca, oczywiście Kozłowski- relacjonuje Antoni Dymiński historyk. Osadzeni w obozie Kim byli więźniowie obozu. Oczywiście mieli tam trafiać wichrzyciele porządku publicznego. Właściwie, mógł to być każdy. Oprócz przeciwników politycznych i złodziei, z czasem do osadzonych dołączano ludzi podejrzewanych o szpiegostwo. Obsada obozu Co istotne obóz w Berezie nie był nadzorowany przez służbę więzienną, lecz funkcjonariuszy policji, którzy często traktowali prace w nim jak zesłanie. Nie dało się uniknąć także wewnętrznych waśni wśród osadzonych. W jednym miejscu przebywali i ukraińscy nacjonaliści, jak też i ludzie związani z Komunistyczną Partią Polski i Polską Partią Socjalistyczną. Piekło na ziemi Nowo przybyli aresztanci, byli obrzucani stekiem wyzwisk, a po załatwieniu wszelkich formalności, trafiali na trzy dni do izolatki. Przeznaczony do tego był maleńki pokoik z czterema pustymi ścianami i betonową podłogą, na której się spało. W nocy strażnicy co pół godziny budzili śpiących wrzaskiem i kopniakami.

Całe dnie z kolei trzeba było stać na baczność, twarzą zwróconą do ściany. Dla ciekawostki należy dodać, iż niektóre okna w izolatkach były zabite do połowy dyktą i stwarzały półmrok, a górne były stale otwarte, toteż do wnętrza wdzierał się chłód. Niekiedy w okresie zimy, w celi panowała temperatura poniżej zera. Na niemieckich warunkach W obozie wszystko należało wykonywać biegiem. Nie ważne, że ktoś był stary czy chory. Jeśli ktoś nie zdążył zjeść zupę, musiał ją wylać, a gdy ktoś się nie zdążył spłukać chodził cały dzień namydlony, co powodowało ciężkie schorzenia skóry. Pobudka miała miejsce o 4 rano, zaś o 6 rano, więźniowie już byli gotowi do pracy. Strażnicy wymyślali przedziwne zajęcia, które nie miały sensu. A było to dla przykładu mieszanie kompostu gołymi rękami czy przenoszenie piasku z miejsce na miejsce.

Głównie chodziło o to, by ciężka praca złamała psychicznie osadzonych. Wszechpotężna cisza Wszystkich więźniów, obowiązywał bezwzględny zakaz rozmów, zarówno w pracy, jak i w czasie odpoczynku. Rozmowy powodowały trafienie do karceru, połączone z bestialskim biciem i kopaniem. Nienawiść między osadzonymi a strażnikami była ogromna. Kiedy w czasie II wojny ukraińscy więźniowie przebywający w Auschwitz dowiedzieli się, że wśród nich znajduje się Józef Kamala, były komendant Berezy, przyśpieszyli jego zejście z tego świata. Nie wolno nam zapominać o takich załamkach naszej historii. Choć należy się jej wstydzić, ale zawsze będzie ona prawdziwa.

 

Ewa Michałowska – Walkiewicz