Koncert Lizy Minnelli!

0
1396
views

Koncert Lizy Minnelli. Niewiele jest gwiazd światowego formatu, którzy w wieku 65 lat wciąż są w stanie zabawić kilkutysięczny tłum fanów śpiewem i tańcem na scenie na świeżym powietrzu.

Miałem niebywałą przyjemność obejrzeć na żywo występ fenomenalnej Lizy Minnelli. Mowa oczywiście o córce jednej z najsłynniejszych gwiazd Hollywood – Judy Garland (Dortothy z Krainy Oz) oraz reżysera filmowego Vincenta Minellego. Taki duet dwóch światowych sław musiał się zakończyć wielką karierą.

Liza Minelli miała swój sceniczny debiut mając 3 lata, gdy zagrała razem z mamą w filmie „In The Old Good Summertime”, a potem tańczyła i śpiewała na Brodwayu, nagrywała albumy, grała w filmach. Liza Minnelli to przed wszystkim aktorka, piosenkarka i tancerka. Wytańczyła i wyśpiewała Oskara za legendarny musical „Cabaret”, dostała Złoty Glob i Grammy oraz nagrodę teatralną Tony za swoje występy i nagrania (jako jedna z 12 osób na świecie dostała je wszystkie). Została dostrzeżona wcześnie, a jej kariera dosłownie eksplodowała. Zresztą talent miała po kim odziedziczyć. Judy Garland również śpiewała i grała w filmach. Liza Minnelli to jedyna osoba na świecie, która dostała Oskara, tak samo jak jej rodzice. (Vincent Minnelli za reżyserię filmu „Gigi”).
Występowała na największych scenach koncertowych świata. Jej piosenki, których znaczną część napisano dla niej (w tym choćby słynna „Liza with a „Z””) od dawna są standardami, które śpiewają wszyscy. Najsłynniejsze piosenki to „Maybe this time”, czy „New York, New York” – które wypromował Frank Sinatra. To wszystko możecie jednak znaleźć na wikipedii, czy innych stronach. Opowiem Wam o koncercie. Odbył się on w Londynie, jego północnej części, na ogródku jednej z większych rezydencji na obrzeżach miasta.
Kenwood House to bogato wyposażony dom przebudowany przez wziętego architekta Roberta Adama, należący do członków angielskiej arystokracji. Posiadłość szczyci się przebogatą kolekcją obrazów – od Vermera i Rembrandta (jeden z jego autoportretów) do Turnera i Gainsborough, a opiekuje się nią English Heritage. To organizacja zajmująca się udostępnianiem zwiedzającym angielskich zabytków oraz ich konserwacją i utrzymaniem. Z racji swojego położenia wybrano go na miejsce plenerowych koncertów odbywających się w miesiącach letnich (w tym roku zagrali już Tom Jones, a mają zagrać i zaśpiewać jeszcze George Benson, Gypsy King i wielu innych). Miejsce przyciąga miłośników muzyki nie zrażonych kapryśnością angielskiej pogody (trzy lata temu byłem na koncercie mojej ulubionej Diany Krall, widowisko przy 4 tysiącach publiczności odbywało się w strugach deszczu) już od wielu lat.

Tym razem wystąpiła na nim Liza Minelli, poprzedzona krótkim dobrym recitalem Claire Teal. Ale publiczność czekała na kogoś innego i przywitała Lizę gromkimi brawami. I zaczęło się. Najpierw Liza tańczyła śpiewając, potem śpiewała tańcząc. Usłyszeliśmy „Liza with a „Z”, napisaną przez duet John Kander and Fred Ebb (twórców musicali Chicago, oraz Cabaret), w którym Liza wyjaśnia, że ona ma dość mylenia i nazywania jej niewłaściwym imieniem, bo ona jest Liza z literą „z”, a nie „s”. potem była piosenka Charlesa Aznavoura, potem genialne „He's a tramp” po finałowe brawurowe „New York, New York” oraz zaśpiewane a capella „I'll be seing you”.
Liza na scenie to dynamit, pomimo tego, że latka już jej lecą i ma ich na karku 65! Pomimo dwóch operacji wymiany bioder oraz niedawnej na kolanie, Liza wciąż tańczy. Czy śpiewa tak samo jak kiedyś? Widziałem jej koncert sprzed 40 lat w londyńskim Palladium, występującą z mamą na jednej scenie. I muszę powiedzieć: Oczywiście, że nie. Trudno, żeby było inaczej. Między tymi wystąpieniami minęło dokładnie 47 lat! To niemożliwe, żeby było tak samo. Nawet nikt tego by nie chciał. Lata chorób, palenia papierosów, problemów osobistych wywarły piętno na jej głosie.
Ale nadal potrafi dać z siebie wszystko. I tu też pokazywała, że jeśli jest na scenie to zawsze na 100 procent. A gdy mówiła, że po tym jak już jej rodzice umarli, to publiczność jest jej rodziną – myślę, że wszyscy widzowie jej uwierzyli. Liza ma świetne poczucie humoru – powiedziała, że po operacjach na nogi, od pasa w górę czuje się Dorotką z Czarownika z Oz, a od pasa w dół Blaszanym Człowiekiem co szukał serca w Krainie Oz. I to, że Liza ma świetny kontakt z publicznością dało się słychać.
Gorące brawa po każdym numerze i głośne domaganie się bisów były tego najlepszym dowodem. Publiczność chłonęła każdą jej piosenkę i każde słowo wypowiedziane przez artystkę. W Wielkiej Brytanii, tak ja całym Zachodzi artystę ocenia się zawsze po ostatniej kreacji. Liza Minnelli wciąż jest wielką gwiazdą. Tym bardziej czekam na jej najnowszą płytę „Confessions” czyli „Wyznania”.

Koncert był fenomenalny. Liza złapała publiczność za gardło i nie puściła aż do końca, po 90 minutach przebojowości na scenie. Profesjonalizm i charyzma, której zazdroszczą jej rzesze artystów wszelkiej płci, wieku i rasy. Rewelacja! Kto nie był – ten trąba!

www.ZielonyDziennik.pl, Artur Pomper